środa, 17 lipca 2013

Muesli - Morning, Vitelle, Master Crumble

Zgodnie z życzeniem osoby przeze mnie lubianej, postanowiłam wybrać się do Lidla wyłącznie w celu zakupienia płatków śniadaniowych, które w moim przypadku bywają raczej deserem.

W Lidlu byłam wcześniej tylko raz, dawno dawno temu, nie dziwne zatem, że wjechałam na parking wyjazdem, a do sklepu weszłam wyjściem. Takie rzeczy czasem po prostu muszą się wydarzyć zanim się nie pozna organizacji sklepu :).
Na szczęście przy wyjściu, które wzięłam za wejście skierowała się na mnie masa spojrzeń rzucanych znad wózków z zakupami. Jakieś dziecko na mój widok dostało spazmów, kogoś zatkało, ktoś inny się zakrztusił. Wszystkie te objawy oburzenia i przerażenia przez złamanie przeze mnie jakże niefrasobliwie reguł sklepowych, dały mi do myślenia i skierowały na właściwą drogę.

Ale przejdźmy do rzeczy.
Zdecydowałam się za zakup trzech rodzajów płatków : Morning crunchy, Vitelle ryżowo-pszenne oraz Master Crumble.
Zacznę od tego, co mi najbardziej smakuje:

Są chrupki zbożowe z okienkiem do podglądania, rysunek truskawek, które również przy odrobinie szczęścia można w okienku podejrzeć. Kolorowo, z sugerowanym mlekiem - ok.

 Pewnie jesteście zdziwieni, że nie ma żadnego opisu marketingowego. Ja też jestem zdziwiona.
Kwestia składu:
  • super sprawa, że producent podał dokładny skład procentowy wszystkich składników. Teraz możemy takie płatki zrobić sami ;)
  • nie jest to błąd w etykiecie, ale osobiście nie zachwyca mnie dodatek cukru na drugim miejscu.
  • ekstrudat zbożowy - ja nie wiedziałam co to jest. Sprawdziłam - wszystkie wymienione w nawiasie składniki są ładowane do ekstrudera, gdzie są poddawane obróbce cieplnej (120-180st.C), ciśnieniu oraz mieszaniu. Powstają w ten sposób chrupki zbożowe. Więcej możecie znaleźć TUTAJ.
  • olej roślinny - JAKI????
  • truskawki liofilizowane - o procesie liofilizacji przeczytacie w Wikipedii. W skrócie polega to na zamrożeniu truskawek i wysuszeniu ich.
  • bardzo ważny błąd - nie zaznaczono alergenów pokarmowych. Powinny w jakikolwiek sposób wyróżniać się w tekście (np. innym kolorem czcionki, pogrubieniem, kursywą).
 Według mnie w tych płatkach jest zdecydowanie za dużo cukru, jest dodany w ilości 14%, a dodatkowo występuje również w ekstrudacie.

Przechodzimy do:
Znów obrazki i zwyczajne zdjęcie tego co jest w środku. Bosko.
 
Ot i cała reklama.

Teraz skład:
  • jest wartość odżywcza - plus 
  • czy wiecie, że wiele suszonych owoców jest konserwowana dwutlenkiem siarki E220? Jak już wspominałam, nie jestem nastawiona wrogo do dodatków do żywności. Ale dwutlenku siarki nie lubię. W tych płatkach dwutlenek siarki jest obecny w ananasie, moreli i mango. 
  • patrząc na skład widzę 44% suszonych i kandyzowanych owoców, ale wdał się błąd i informacje o mieszance owoców nie kończą się tam gdzie powinny (nie zamknęli nawiasu).
  • plus za tak dużą ilość owoców
  • nie zaznaczono alergenów pokarmowych.
 I ostatnie:
Możecie nie widzieć na zdjęciu napisu przy słowie "Płatki" : "Płatki ryżowo-pszenne w polewie cukrowej wzbogacone w 8 witamin z mieszanką owoców egzotycznych".
Wygląda na to, że ta firma nie uznaje przecinków.


 Zrobienie zdjęć takiej torebce jest naprawdę trudne, więc proszę na nie nie sarkać. Myślę, że widać to co najważniejsze.
  • jest dużo cukru, biorąc pod uwagę cukier z polewy i cukier z owoców jest to z pewnością powyżej 13% zawartości opakowania.
  • witaminy dodane do produktu powinny się znaleźć w wartości odżywczej z podaniem procentowego pokrycia dziennego zapotrzebowania na te witaminy (jak później zobaczymy producent warunek spełnił)
  • ilość owoców suszonych i kandyzowanych to 25%. Zajrzałam do opakowania i ciężko było mi je znaleźć ;).
  • nie zaznaczono alergenów pokarmowych.
 Wklejam wartość odżywczą na dowód, że producent podał wszystko jak należy. Aczkolwiek zastanawia mnie różnica między ZDA, a GDA. Opiszę Wam różnicę w następnym poście.

Podsumowując:
- muesli, które wszyscy bierzemy za produkt sprzyjający odchudzaniu, może Was zdziwić ilością dodanego doń cukru.
- osobo przeze mnie lubiana - mam nadzieję, że wśród tych produktów trafiłam na ten, który Ty lubisz i spożywasz :)

środa, 10 lipca 2013

Ekstra Pomorski z dodatkiem masła i Masło Polskie

Słowem wstępu - nie jestem wojującą zwolenniczką ani masła ani margaryny. Uważam, że warto jeść jedno i drugie, ponieważ każdy z tych produktów zawiera składniki niezbędne dla naszego zdrowia.
To tak jak w przypadku mężczyzn - blondyni mają swój urok, co nie oznacza, że na brunetów nie warto zwracać uwagi.

I tym oto niezbyt zgrabnym porównaniem przechodzę do przykładów z mojej bogato wyposażonej lodówki.

Ekstra Pomorski z dodatkiem masła.
  • Moja pierwsza uwaga dotyczy tego 40g GRATIS. Produkt ten kupuję od co najmniej 5 lat i podejrzewam, że owa promocja będzie trwała co najmniej do końca świata.
  • Rysunek sielskiej łąki, drewnianego płotka i domu nawiązują do dodatku masła w produkcie. Ale zauważcie, że nie ma krowy. Może to i śmieszne, ale ja widzę w tym osobę sprytną i cwaną; bo przecież rysunek bezpośrednio do masła nie nawiązuje, prawda?
  • "Źródło witamin i kwasów (tłuszczowych) omega-3" - jak wiemy z mojego poprzedniego posta, NNKT występują w margarynie naturalnie. Na razie jednak nie uprzedzajmy faktów, dotrzemy do etykiety i wtedy osądzimy tę kwestię jak należy.
Lecimy z opisem wyrobu:
Opis ten jest tak zwięzły i oczywisty, że aż nie mam do niego uwag.

I etykieta:
  • megahiperduperwielki minus za brak informacji o użytych do produkcji olejach (słonecznikowy, rzepakowy?)
  • ilość dodatku masła jest porażająca - 6,2%
  • niechętnie odnoszę się do substancji konserwujących i emulgatorów, ponieważ wiem, że można byłoby je zamienić bardziej naturalnymi.
  • plus za podanie wartości odżywczych:
  •  wracam do tematu "Źródło witamin i kwasów omega-3". Według prawa żywnościowego producent nie może podkreślać na opakowaniu właściwości produktu, które są powszechnie znane (np. sławetna reklama oleju "nie zawiera cholesterolu"). Jeśli chodzi o wzbogacanie margaryny, czy też w tym przypadku Mixu witaminami - ok, jest to coś dodanego, czym warto się pochwalić. Ale nie dotyczy to już kwasów tłuszczowych omega-3.
Podsumowując - autorka bloga powinna świecić przykładem i prezentować prawdziwą margarynę, ale do tego mixu ma słabość ;).





Teraz produkt numer dwa - Masło Polskie:
  •  No cóż, znowu te gratisy. Nie wiem ile lat trwa ta promocja, bo Masło Polskie kupiłam pierwszy raz.
  • Tutaj rysunek sielskiej łąki ze szczęśliwą krówką byłby jak najbardziej na miejscu, aż szkoda, że go nie ma. Jest natomiast certyfikat, i dobrze.
Opis wyrobu:
 "Masło ekstra", zgodnie z prawem, zawiera co najmniej 82% tłuszczu i wszystko na razie się zgadza.

Etykieta:
  • Jeden składnik! 
Podsumowując:
  • producent podaje wyłącznie rzetelne informacje, pozwolił sobie jedynie na "50g więcej"
  • wszystkie niezbędne mi do życia wiadomości otrzymałam i jestem zadowolona
  • Jest taki fragment filmu "Kiler", gdzie Siara dzwoni do agencji towarzyskiej i mówi tylko " Siara. I wszystko jasne.". Opakowanie Masła Polskiego Mlekovity kojarzy mi się właśnie z tą sceną ;).
Jeśli Waszym życzeniem jest abym poszukała nieco lepszej margaryny niż dziś zaprezentowałam - nie ma sprawy. Dajcie mi tylko znać :)

Masło a margaryna

Moi mili, ponieważ znudził Wam się temat herbat, opiszę Wam przykładowe masło i mix tłuszczowy z mojej lodówki.
Abyście jednak w pełni zrozumieli czym się różni margaryna od masła post ten, tak jak w przypadku herbaty, potraktuję jako wstęp teoretyczny :)


Co nieco o margarynie:
  • Pierwszą margarynę stworzył Hippolyte Mege-Mouries w 1869 roku (z łoju wołowego i mleka).
  • Obecnie margaryna jest emulsją rafinowanych tłuszczów roślinnych lub zwierzęcych z wodą lub mlekiem. Plus, oczywiście, dodatki poprawiające trwałość, smakowitość i wartość żywieniową.
  • Może mieć różną zawartość tłuszczu, co się wiąże z jej poprawną nazwą, ale nie będę Was zanudzać przepisami.
  • Plusy margaryny: 
+ może zawierać dużo NNKT (Niezbędnych Nienasyconych Kwasów Tłuszczowych), które pewnie kojarzycie z reklam rybek sprzed dwóch lat. NNKT mają całą masę zalet - m.in. obniżają poziom cholesterolu we krwi, wzmacniają serce oraz pracę mózgu.
+ nie zawiera cholesterolu
+ dobrze się smaruje na kanapce ;)
+ ma długą trwałość
+ można ją wzbogacać fajnymi naturalnymi dodatkami do żywności (barwnikami naturalnymi - np. E160, czyli beta karotenem z marchewki, lecytyną z soi E 322, witaminami A D E, przeciwutleniaczami, hydrokoloidami - np. E 401).
  • Minusy margaryny:
- nie jest produktem naturalnym
- stosowane są niezbyt wspaniałe dodatki do żywności (emulgatory półsyntetyczne lub syntetyczne E471, a,b,c; E476; konserwanty)
- istnieją margaryny twarde, które zawierają izomery trans kwasów tłuszczowych (mające wiele potwierdzonych i niepotwierdzonych niekorzystnych właściwości)



Co nieco o maśle:
  • Podobno historia masła sięga 4tysięcy lat, przeczytałam o tym TUTAJ , ale szczerze mówiąc nie jest to dla mnie zbyt wiarygodne źródło informacji.
  • Obecnie masło otrzymuje się metodą domową (w maselnicy) lub nieco bardziej skomplikowaną w fabrykach (wydzielenie śmietanki z mleka, pasteryzacja śmietanki, odgazowanie śmietanki, dojrzewanie śmietanki, dodatek beta karotenu, zmaślanie, odprowadzanie maślanki, wygniatanie i solenie masła). 
  • "Prawdziwe" (czyli w naszym rozumieniu- pełnowartościowe) masło zawiera co najmniej 82% tłuszczu.
  • Plusy masła:
+ jest produktem naturalnym
+ ma naturalnie dobry smak i zapach
+ nie powinno być wzbogacane dodatkami syntetycznymi i półsyntetycznymi
  • Minusy masła:
- zawiera bardzo dużo nasyconych kwasów tłuszczowych (nie można powiedzieć, że są niekorzystne dla zdrowia, ale w naszej diecie przesadzamy z ich ilością, co może prowadzić m.in. do choroby wieńcowej) i jednocześnie bardzo niewiele NNKT
- zawiera dużo cholesterolu (historia podobna jak z nasyconymi kwasami tłuszczowymi)
- ma krótką trwałość
- kiepsko się smaruje ;)

O długoletniej wielkiej batalii na temat wyższości masła nad margaryną lub odwrotnie, można znaleźć w internecie mnóstwo artykułów. Pierwszy z góry TUTAJ

A skąd wzięłam wszystkie mądrości powyżej? Między innymi z książki "Wybrane zagadnienia z technologii żywności" pod redakcją Marty Mitek i Mirosława Słowińskiego.

wtorek, 9 lipca 2013

Teekanne Lemon Tea

Moglibyście stwierdzić, że uparłam się na firmę Teekanne, uwierzcie jednak, że wszystkie produkty spożywcze, które opisuję biorę z własnej szafki kuchennej lub ewentualnie od bliskich mi osób.
"Lemon Tea" jest herbatą namiętnie spożywaną przez moją mamę. Chłonie ten napój wszystkimi zmysłami o każdej porze dnia i nocy. Przygotowuje go na własny, niezwykle zawiły sposób i za nic w świecie nie może się jej oprzeć.

My jednak przyjrzyjmy się etykiecie, wolni od tej bezwarunkowej miłości.
Na początek, rzecz jasna, zdjęcie produktu, o którym mowa:
Historia podobna jak przy "fresh orange" - kolory nawiązujące do nazwy - duuuużo cytryny i - dla odmiany - pojedynczy motyw herbaty.

Obróćmy opakowanie aby przyjrzeć się opisowi marketingowemu:

  • kraj pochodzenia herbat i cytryn zupełnie nieznany,
  • pamiętajcie, że opis "sok z wysokiej jakości cytryn" nie równa się "sok wyciśnięty z wysokiej jakości cytryn",
  • określenie "wysokiej jakości" można wcisnąć wszędzie. Gdyby coś było naprawdę wysokiej jakości widzielibyśmy na opakowaniu certyfikaty,
  • "całkowicie naturalna mieszanka herbat" - czy widzicie, że to określenie "całkowicie naturalna" odnosi się wyłącznie do "mieszanki herbat"? Warto zwracać uwagę na takie marketingowe myki.
I wreszcie skład:


  • "Tea" w nazwie wyrobu ma rację bytu, gdyż produkt zawiera AŻ 79% herbaty,
  • tylko co to za herbata? skąd ją wzięli? 
  • koncentrat soku cytrynowego nie został rozpisany szczegółowo. Jest to duży błąd na etykiecie. I teraz pozostaje dla nas zagadką, czy jego skład wygląda tak: 
Woda, sok wyciśnięty z cytryn, cukier, przeciwutleniacz.czy tak:
Woda, kwasek cytrynowy, emulsja cytrynowa, aromat cytryny, konserwant (E202, E211), przeciwutleniacz (E300), guma ksantanowa, barwnik.
  • w porównaniu do herbaty "Madras", do której przyczepiłam się ze względu na lekkie rozdrobnienie, herbata "Lemon Tea" jest bardzo rozdrobniona.
  • ilość łodyżek jest podobna jak w herbacie "Madras".
Podsumowując:
- mamo, zastanów się nad tą herbatą ;):*

ZAS "Madras"

Dziś dla odmiany herbata:


Jakie macie zdanie na temat grafiki? Czy producent coś sugeruje, czy włazi w oczy obrazkami? Według mnie nie, dwa skromne rysunki gałązki listków herbaty i małej chińskiej altanki (chyba chińskiej i chyba altanki ;)) to wszystkie ozdoby pudełka herbaty Madras.

Przyjrzyjmy się opisowi wyrobu:

W tym miejscu muszę Was przeprosić za rozjechane literki, ale trochę trzęsą mi się ręce po niedzielnej siatkówce i moje zdjęcia są zasnute mgiełką rozmarzenia.

Wracając do tematu : opis wyrobu nie do końca mi się podoba, ponieważ:
  • brakuje dokładnej informacji o krajach pochodzenia herbat (mowa jest o mieszankach z południowo-wschodniej Azji, jak dla mnie to nieco zbyt ogólne)
  • informacja o mieszance herbat liściastych nieco mnie kołuje, bo w opakowaniu znajduje się herbata lekko rozdrobniona.
Teraz kwestia składu:

  • wśród liści znajdują się łodyżki, co jednak - jak wiemy z posta o herbacie - nie jest niczym nadzwyczajnie rażącym w czarnej herbacie
  • herbata pachnie herbatą przed i po zaparzeniu
  • skład z etykiety jest prosty i piękny.

Cóż więcej mogę powiedzieć? Przyczepiłam się do drobiazgów, ale patrząc na etykietę i pijąc zaparzoną herbatę Madras nie czuję się oszukana przez producenta.

sobota, 6 lipca 2013

Teekanne Fresh Orange

Na pierwszy ogień pójdzie Fresh Orange - "wyśmienita mieszanka herbatek owocowych o orzeźwiającym smaku dojrzałych pomarańczy".

Pierwsze, co przychodzi nam do głowy patrząc na opakowanie "Fresh Orange" to, rzecz jasna, pomarańcza. Sama nazwa sugeruje, że po zaparzeniu suszonych kolorowych wiórków poczuję jej niesamowity aromat.
A teraz zerknijmy na opis marketingowy:

Wciąż kusi zdjęciami, choć - zgodnie z przepisami - o soczystych pomarańczach wspomina na końcu zdania : "kompozycja dojrzałych w słońcu owoców i słodkiego smaku świeżych i soczystych pomarańczy".

I kwestia etykiety:
Wykaz składników podaje się zgodnie z zasadą "od największej zawartości do najmniejszej", a dodatkowo należy zawsze podawać zawartość procentową tego składnika, który podkreślamy na opakowaniu w formie zdjęcia, rysunku czy opisu słownego.
A zatem nasza herbatka pomarańczowa:
  • składa się przede wszystkim z suszonego jabłka i hibiskusa
  • pomarańczowy jest w niej aromat (aż 6%!!), który nie jest naturalny (gdyby był, z pewnością dopisano by "naturalny") oraz skórka pomarańczowa, której zawartość procentowa nie została podana.
Nie oceniam w tym momencie zdrowotności owego napoju, kwestia, która mnie razi na kilometr dotyczy nazwy produktu "Fresh Orange", oraz szaty graficznej sugerującej, iż produkt zachwyci nas orzeźwiającym smakiem pomarańczy.

Ale zdziwię Was zapewne, bo - moim zdaniem - przepisy prawne nie zostały złamane.
  • Napój nie nazywa się "herbatą"
  • Podano zawartość procentową aromatu pomarańczowego (choć uważam, że błędem jest nie podanie zawartości skórki)
  • Opis wyrobu nie wprowadza konsumentów w błąd (pomarańcz wspomniana jest na końcu).
Podsumowując - na co powinniście zawsze zwracać uwagę przy zakupie herbatki owocowej:
  1. Jeśli macie zamiar kupić herbatę owocową - sprawdźcie, czy herbata jest w ogóle wymieniona w wykazie składników i na którym znajduje się miejscu
  2. Tak samo w przypadku dodatkowych suszonych owoców
  3. Jeśli nie jesteście miłośnikami żywności sztucznie aromatyzowanej musicie wiedzieć, że producent ZAWSZE się chwali zastosowanymi aromatami naturalnymi. Jeśli więc nie widzicie słowa "naturalny" przy słowie "aromat", to z pewnością jest on sztuczny.
Jeśli interesuje Was temat herbat i ich kontroli - znalazłam sprawozdanie z przeprowadzonej swego czasu przez WIIH, możecie je sobie przeczytać tutaj  .

W następnym poście - Madras firmy ZAS.

piątek, 5 lipca 2013

Herbata - krótka charakterystyka

Zanim zacznę opowiadać o herbatach dostępnych na polskim rynku, muszę przybliżyć Wam samo pojęcie herbaty, bo dla wielu to wciąż napój tajemniczy, którym popija się poranne kanapeczki.

Historia herbaty


herbata powinna kojarzyć Wam się przede wszystkim z Chinami (nie z Wielką Brytanią!!), bo to właśnie tam zaczęto ją uprawiać 2000 lat p.n.e. Dopiero na początku 9w. zainteresowali się nią Japończycy, a później reszta świata dysponująca klimatem gorącym i wilgotnym.
Gdybyście zechcieli przeczytać cienką "Księgę Herbaty" Okakura Kakuzo Wasze życie stałoby się piękniejsze. Opisuje jej historię w sposób naprawdę magiczny. Przekażę Wam tylko kilka wybranych najważniejszych kwestii:
  • herbatyzm - ceremoniał i cała otoczka związana z piciem herbaty jako kult estetyki i czystości.
  • sceptycy herbaty:"picie herbaty to obyczaj nieczysty" (Henry Sayville), "mężczyźni tracą posturę i urodę, a kobiety piękno." (Jonas Hanway).
  • herbata jako sztuka: "Każde przygotowanie naparu z liści ma swój indywidualny charakter, specyficzne koligacje z wodą i temperaturą, odziedziczonymi wspomnieniami, swój własny sposób snucia opowieści".
  • początkowo w Chinach (obecnie jeszcze ma to miejsce w Tybecie) przygotowywano herbatę w następujący sposób: gotowanie liści na parze, tłuczenie w moździerzu, zlepianie w bryłkę, gotowanie z ryżem/imbirem/solą/skórką pomarańczową/mlekiem/cebulą.
Istnieje jeszcze starożytna "Święta Księga Herbaty" napisana przez mistrza Lu Wu, w której opisał jako pierwszy naturę krzewu herbacianego, narzędzia do zbiorów, selekcję listków, 24 przybory do ceremonii herbacianej i sposoby przygotowania herbaty. Zalecał przygotowywanie herbaty wyłącznie z solą (w późniejszych czasach również z niej zrezygnowano). Oto klimatyczny fragment jego dzieła:
"Pierwsza czarka zwilża mi wargi i przełyk, druga wyzwala z osamotnienia, trzecia przenika me jałowe wnętrze, by znaleźć w nim 5 tysięcy zwojów zapisanych przedziwnymi ideogramami. Przy czwartej lekko się pocę - całe zło życia uchodzi ze mnie porami. Przy piątej czuję się oczyszczony, szósta zaprasza mnie do królestwa nieśmiertelnych, siódma - ach! nie dałem rady wypić więcej (...)".

  • Jako ciekawostkę opiszę jeszcze pokrótce Pawilon Herbaciany:
zwany "siedzibą wyobraźni/pustki/niesymetryczności".
Jest pozbawiony ozdób (stąd "pustka"), sam budynek jest niesymetryczny (stąd "niesymetryczność") oraz niedokończony (stąd "wyobraźnia"). Jednym słowem to miejsce, gdzie odbywa się rytuał parzenia herbaty przez Mistrza,:

który przygotowuje ją w pomieszczeniu do przygotowania herbaty i mycia utensylii, w altanie goście oczekują na zaproszenie do pawilonu, do którego idą powolnym krokiem ścieżką ogrodową. Do samego pawilonu należy wpełznąć przez drzwi o wysokości 90cm.

Czym jest herbata?

środkiem spożywczym, który ,jak się okazuje, zawiera całą masę składników odżywczych oraz  innych interesujących dodatkowych substancji, o których opowiem nieco później.

Zbiór i produkcja herbat

Wszystkie odmiany herbat świata pochodzą od dwóch rodzajów krzewów : Camellia sinensis i Camellia assamica. 
Herbatę zbiera się przez cały rok, a pojedyncze krzewy mogą być eksploatowane przez nawet 50 lat. Zbierane są pączki listków herbaty, nierozwinięte listki i - w przypadku herbaty czarnej - delikatne łodyżki. Ponieważ czynność ta wymaga dużej delikatności i precyzji zatrudniane są do tego kobiety i dzieci (to nie jest mój wymysł, źródłem owej wiadomości jest artykuł dostępny tutaj). Zbiory maszynowe trafiają do mieszanek herbat, ponieważ są zdecydowanie gorsze jakościowo.
Po zbiorach pączki listków ulegają więdnięciu, skręceniu, fermentowaniu i suszeniu. Oto cała tajemnica rodzajów herbat:
  1. Czarna - w pełni fermentowana (czyli utleniana w temp. 20st.C)
  2. Pu-erh - fermentowana w 70%, ale dwukrotnie.
  3. Czerwona - najbardziej aromatyczna (ale uwaga!bywają aromatyzowane sztucznie), fermentowana tylko w 30-50% (do momentu aż sczerwienieją  brzegi listków)
  4. Żółta - fermentowana w 13%, dostępna raczej tylko w Chinach i w Japonii.
  5. Biała - niefermentowana, najszlachetniejsza, najdroższa, suszona naturalnie. Z samych pączków listków.
  6. Zielona - najstarsza, niefermentowana, najbardziej popularna.
Wpływ herbat na zdrowie

Po kolei:
  • alkaloidy purynowe, w tym kofeina (znana Wam z pewnością) zwana teiną. Ma swoje plusy i minusy - pobudza, powoduje lepsze ukrwienie i dotlenienie mózgu, przyspiesza przemiany metaboliczne, ALE! może pobudzać za bardzo ;) i powodować uczucie niepokoju.
  • związki moczopędne (nie będę ich wypisywać, bo jaki miałoby to cel?)
  • garbniki, które mają właściwości przeciwbiegunkowe i ściągające, bakteriobójcze i łagodzące objawy pieczenia i swędzenia (może warto korzystać z herbat na ukąszenia komarów)
  • polifenole - silnie przeciwutleniające, przeciwbakteryjne i przeciwnowotworowe.
  • śladowe ilości związków mineralnych
  • śladowe ilości witamin A,C i K, nieco witaminy PP
  • szczawiany - o których producenci herbat nie wspominają, a obniżają wchłanianie wapnia.
  Kwestie prawne

jeśli Was interesują przeczytajcie sobie TO

Czytamy Etykiety

Witajcie,

pomysł na powstanie bloga powstał w mojej głowie dokładnie trzy tygodnie temu, podczas rozmowy z pewnym panem na temat bioherbatki Herbapol. Zielone tło, piękne zdjęcia owoców i świeżej zielonej herbaty przekonały go o jej zdrowotności, dopiero dogłębna analiza etykiety poparta podzieleniem wysypanej na talerzyk herbaty na "patyczki, listki i dodatek suszonych owoców" sprawiły, że zmienił zdanie.

Rozmów takich odbyłam w swoim życiu co najmniej kilkaset, podchodząc do tematu etykiet z jednej lub z drugiej strony. Ponieważ, drodzy Polacy, dzielimy się na cztery grupy:

1) osoby, które nie czytają etykiet i można im wcisnąć wszystko
2) osoby, które czytają etykiety, wiedzą co nieco o dodatkach do żywności i wygłaszają nieprawdopodobne bzdury na ich temat
3) osoby, które skończyły technologię żywności i najczęściej przechodzą na drugą stronę barykady, a mianowicie:

4) producenta, któremu zależy wyłącznie na wysokiej sprzedaży produktów, najczęściej - niestety - przy jak najniższych kosztach surowca i pracy.

Przez dwa i pół roku należałam do grupy trzeciej. Miałam to szczęście, że trafiłam do firmy rodzinnej, gdzie dbałość o jakość produktu była ogromnie istotna. Z czasem filozofia firmy zmieniła się i przestała być zgodna z moją. Dlatego też odeszłam, pełna nowej wiedzy na temat tego, jak to Was, kochani konsumenci, łatwo zrobić w bambuko.

Jednym słowem - pisząc mojego bloga chciałabym jak największej liczbie osób przekazać na podstawie przykładów z półek sklepowych, w jaki sposób marketing wpływa na nasze postrzeganie produktu i w jaki sposób uodpornić się na taką manipulację.
Chcę również ułatwić czytanie etykiet oraz odkodować dodatki do żywności oznaczane symbolem "E", których się boimy.

Miłego czytania!